Zlot 2011 – relacja

W końcu po długich bojach udało się poskładać w całość relację z XXVIII Międzynarodowego Zlotu Miłośników Eksploracji i Historii „Łódź 2011”.  Mam nadzieję że czytając to, zlotowicze przypomną sobie niezapomniane chwile z tego spotkania, a Ci którzy nie byli będą mieli wgląd w to co stracili. 

W najbliższym czasie postaram się ubarwić tekst o zdjęcia. Miłej lektury!

PIĄTEK

Wiśniowa Góra – 10 km na wschód od Łodzi. Jest ciepłe, słoneczne piątkowe popołudnie. Pierwsi uczestnicy XXVIII Międzynarodowego Zlotu Miłośników Eksploracji i Historii „Łódź 2011”, przybywają do ośrodka w którym zamieściliśmy swoją bazę.

Centralnym punktem jest „Sztab Zlotu” ulokowany w jednym z pokoi, w którym każdego dnia tej imprezy kilkunastu członków „Grupy Łódź„, będzie pracowało nad jego poprawnym przebiegiem i organizacją. Na ten dzień nie przewidziano żadnych atrakcji, poza pierwszym integracyjnym ogniskiem.

SOBOTA

Plan dnia jest dość napięty i różnorodny. Mamy do obejrzenia cztery ciekawe obiekty. Będzie coś dla miłośników betonu, lotnictwa, dawnej architektury fabrycznej i drewnianej, techniki włókienniczej oraz pierwszowojennych nekropolii. Po oficjalnym rozpoczęciu zlotu wyjeżdżamy o godz. 11 z ośrodka w Wiśniowej Górze i jeszcze przed pierwszą zaplanowaną wizytą rozpoczynamy zwiedzanie Łodzi zza szyb autokaru. Jedziemy ul. bp. Tymienieckiego przy której jest tyle ciekawych i ważnych dla naszego miasta obiektów, że przewodnik nie nadąża o nich mówić. Podążamy przez centrum tzw. Księżego Młyna, XIX wiecznego miasta w mieście, które wyrosło wokół przedsiębiorstwa Karola Scheiblera. Mijamy pałac Herbsta (oddział Muzeum Sztuki w Łodzi), słynne osiedle domów robotniczych, gigantyczną, długą na 207 m dawną przędzalnię Scheiblera zwaną Pffafendorf przypominająca raczej wielki zamek niż fabrykę, w której dziś po pieczołowitej rewitalizacji mieszczą się lofty. Obiekt ten wzbudza szczególne uznanie wśród zlotowiczów. Dalej równie pięknie odrestaurowana remiza fabrycznej straży pożarowej z końca XIX, inne budynki pofabryczne, willa Henryka Grohmana (obecnie Muzeum Książki Artystycznej) i skręcamy w ul. Kilińskiego przejeżdżając przez resztki dawnej fabrycznej bocznicy kolejowej. Tu naszym oczom ukazuje się tym razem przykry obrazek – ruiny Nowej Tkalni z 1889 r. wchodzącej w skład imperium Scheiblera, tej samej, w której prawie sto lat później w 1987 r. Jan Paweł II spotkał się łódzkimi włókniarkami. Niestety czas i złomiarze robią swoje. Skręt w ul. Milionową i za chwilę jesteśmy na miejscu pierwszej wizyty tj. przed Białą Fabryką mieszczącą obecnie Centralne Muzeum Włókiennictwa. Na dziedzińcu opowieść o tym jak powstawał ten unikalny w skali kraju zespół klasycystycznych budynków fabrycznych, ustawionych nietypowo w czworobok, który od bieli tynków uzyskał swoją własną nazwę. To właśnie tu jego twórca, saksoński przemysłowiec Ludwik Geyer uruchomił pierwszą w mieście maszynę parową i postawił pierwszy fabryczny komin, których później wyrosły w mieście setki. Po tym historycznym wprowadzeniu udajemy się do sali maszyn, gdzie pracownik muzeum uruchamia dla nas dwa mechaniczne krosna tkackie. Gromkie „oooooooooo!” wydobywa się z ust zlotowiczów w reakcji na hałas jaki robią te maszyny. A przecież ich liczba w fabrykach włókienniczych szła w setki! Część uczestników wycieczki, którym mało spotkania z techniką włókienniczą udaje się jeszcze na wystawę maszyn, reszta korzystając z pięknej pogody i niezwykłego miejsca odpoczywa na fabrycznym dziedzińcu. Gdy już jesteśmy wszyscy razem przechodzimy przez sień przejazdową wschodniego skrzydła fabryki oraz przez żeliwny dziedziniec (nazwa od płyt jakimi jest wyłożony) i wchodzimy do równie niezwykłego miejsca – do Skansenu Miejskiej Architektury Drewnianej. Tu po krótkim wprowadzeniu zlotowicze mogą się poczuć niczym przeniesieni w czasie do Łodzi z przełomu XIX i XX wieku.

Opuszczamy skansen i udajemy się do Łódzkiej Hali Sportowej, zbudowanej w latach 1948-1957, swego czasu jednego z najnowocześniejszych obiektów tego typu w Europie. Jej budowę wizytował sam marszałek Klement Woroszyłow, przewodniczący Rady Najwyższej ZSRR. To właśnie tutaj odbywały się spotkania z Walentyną Tierieszkową w 1963 r., Lechem Wałęsą w 1980 r. czy aktorami z serialu „Niewolnica Isaura”. Miłośnikom militariów i eksploracji hala nieodłącznie kojarzy się z zimową edycją Moto Weteran Bazaru. Stojący przed halą na postumencie MIG-21 stanowi przedsmak kolejnego punktu programu. My jednak nie przyjechaliśmy tu by oglądać halę lecz niedostępny na co dzień, mieszczący się pod jej płytą schron z czasów zimnej wojny. Przy okazji schodzenia do podziemi liczymy uczestników wycieczki. W czeluści hali zeszło 61 osób. Schron ma pow. 2 tyś. m kwadratowych i może pomieścić ok. 8 tyś. osób; jest gazoszczelny, wyposażony w system śluz, filtrów, wind i tuneli. Są tu pomieszczenia przeznaczone m. In. dla sztabu dowodzenia i polowego szpitala. Na szczęście schron nigdy nie musiał być użyty zgodnie ze swoim przeznaczeniem, wykorzystywany bywał tylko podczas ćwiczeń wojskowych. Co bardziej przezorni miłośnicy betonu zabrali ze sobą własne oświetlenie. Po opuszczeniu schronu chętni udali się do Muzeum Sportu i Turystyki lub od razu do restauracji na obiad, w której zlotowicze mieli specjalne zniżki. Daleko nie trzeba było chodzić, ponieważ zarówno muzeum jak i restauracja mieszczą się w hali. W okolicy godz. 15 zaczęliśmy się zbierać w autokarze żeby pojechać dalej. Kiedy już niemal wszyscy siedzieli czekając na odjazd okazało się, że w restauracji przypomniano sobie o zamówieniu jeszcze dwóch zlotowiczów i właśnie podano im obiad. Zaczekaliśmy cierpliwie na kolegów, po czy odjechaliśmy w kierunku łódzkiego lotniska.

Kolejnym punktem programu była plenerowa wystawa samolotów i śmigłowców przy ul. Lotniczej, obiekt również normalnie niedostępny dla turystów. Wystawa będąca pokłosiem pasji kolekcjonerskiej ś.p. Jerzego Lewandowskiego liczy ok. 30 maszyn. Największe wrażenie robi na zwiedzających ogromny śmigłowiec transportowy Mi-6. Po wystawie oprowadza nas mieszkający po sąsiedzku pasjonat lotnictwa Pan Mieczysław Nowak. Niestety skomplikowany stan prawny zbioru wybitnie przeszkadza w różnych pomysłach na jego wykorzystanie. Jednocześnie z ubolewanie należy przyznać, że żadni z włodarzy miasta od lat nie wykazują prawdziwego zainteresowania tym absolutnie niezwykłym obiektem. Jakby tego było mało w pewnym momencie wśród zlotowiczów rozchodzi się informacja (plotka?), że wszystko jest jednak własnością wojska oddaną niegdyś w wieczystą dzierżawę i w przyszłym roku wojsko zabiera samoloty do Dęblina. Szkoda by było, ale cóż pożyjemy zobaczymy.

Dopiero przed godz. 17 udaje się oderwać ostatnich uczestników wycieczki od samolotów i na zakończenie dnia udajemy się do Wiączynia Dolnego, niewielkiej wsi na obrzeżach Łodzi. W Wiączyniu znajduje się duży cmentarz wojenny, na którym pochowani są żołnierze niemieccy i rosyjscy, w tym również Polacy, którzy polegli w czasie operacji łódzkiej z przełomu listopada i grudnia 1914 r., jednej z największych bitew manewrowych I wojny światowej. Od kilku lat Stowarzyszenie Eksploracyjno-Historyczne „Grupa Łódź” opiekuje się tą nekropolią. Sprzątamy, karczujemy chaszcze, naprawiamy ogrodzenie, inwentaryzujemy nagrobki itp. Obiekt wyraźnie ciekawi zlotowiczów, szczególnie ekipę z Gorlic, która zainteresowanie cmentarzami z I wojny ma niejako genetycznie zakodowane. Uznanie wzbudza także informacja, że za wszystko co robimy nie otrzymujemy żadnych apanaży. Po obejrzeniu cmentarza wracamy, z przerwą na wizytę w sklepie, do miejsca noclegu. Zaczynamy wieczorną integrację i przy ognisku 😉

NIEDZIELA

Godzina 8:30 rano, niedziela. Drugi dzień zlotu. Nieznośny, wwiercający się do ucha dźwięk „obozowej” syreny powoli wybudza nas ze snu. Po chwili głos w „szczekaczce” oznajmia że zbliża się godzina dziewiąta i trzeba powoli wstawać. „Chłopaki! Wstawać! trzeba przygotować pole do zawodów!”. To Toperz – „szef wszystkich szefów Grupy Łódź” budzi organizatorów do kolejnego dnia zlotu. Wiadomo – poranki są ciężkie!

Dziś dzień stacjonarny. Pomimo niesprzyjającej aury i ciężkich deszczowych chmur, które pojawiły się nie wiadomo skąd, udajemy się aby przygotować pole na którym zostaną rozegrane mistrzostwa w eksploracji. Sprawna praca kilku par rąk i po chwili cały plac gotowy na rozpoczęcie turnieju.

Wracamy do ośrodka. Tutaj miła niespodzianka jest już pan Jacek Kopczyński z tankietką TKS – nasz zlotowy rodzynek. Ten mały „karaluch” wzbudza nie małe zainteresowanie wśród uczestników zlotu a także innych mieszkańców naszego ośrodka. Jego właściciel dzieli się z nami wiedzą na temat konstrukcji, oraz historią tego konkretnego egzemplarza. Droga powrotna do kraju, tej tankietki odnalezionej po latach w Norwegii, była bardzo długa.

Po godzinie 12 przechodzimy do sali gdzie rozpoczynamy cykl prelekcji dotyczących tematyki eksploracyjnej. Pierwszą z nich prowadzi archeolog dr Piotr Nowakowski. Dzieli on się z nami swoimi doświadczeniami z poszukiwań mogiły legendarnego kpt. Stanisława Sojczyńskiego ps „Warszyc”, na terenie łódzkiego poligonu Brus. Dowiadujemy się że ów poligon to miejsce masowych egzekucji zarówno tych przeprowadzanych po wojnie przez komunistyczne organa bezpieczeństwa jak i tych hitlerowskich związanych z eksterminacją łódzkiej inteligencji w początkowym okresie okupacji. Prelekcji towarzyszy bogata prezentacja fotograficzna z prowadzonych prac archeologicznych. To wstęp do naszej poniedziałkowej eksploracji na owym poligonie.

Po doktorze Nowakowskim głos zabiera Jerzy Rostkowski – autor wielu książek poświęconych tematyce drugiej wojny światowej. Opowiada o swojej najnowszej książce „Podziemia III Rzeszy” dotyczącej hitlerowskich tajemnic wojennych oraz powojennych związanych z Dolnym Śląskiem. Książka wydaje się być ciekawą lekturą dla wszystkich łowców nazistowskich tajemnic.

W międzyczasie nasz kolega ze Śląska JMS poprowadził prezentacje na temat wspólpracy poszukiwaczy z czeskimi archeologami. Pokaz wzbudził żywe zainteresowanie obecnych zlotowiczów tak poszukiwaczy jak i prowadzących prelekcje archeologów.

Po krótkiej przerwie kolejny archeolog  Jacek Ziętek porusza tematykę relacji na linii poszukiwacze – archeolodzy. W oparciu o własne doświadczenia i kontakty z poszukiwaczami opowiada czemu warto nawiązywać współpracę pomiędzy obiema grupami i jakie pozytywne aspekty niesie to za sobą.

Temat ten zakończył prelekcje dnia dzisiejszego. Czas się trochę rozruszać, więc po krótkiej przerwie wyruszamy na rytualne Mistrzostwa w Eksploracji.

Po pochmurnym i wietrznym poranku aura okazała się w końcu dla nas łaskawa i popołudniowe zawody rozpoczęliśmy w promieniach słońca. Lista chętnych do wzięcia udziału w mistrzostwach wysoka. Nie przejmujemy się tym, gdyż tor do zawodów jest spory więc nie będzie problemów z pomieszczeniem wszystkich eksploratorów. Główny sędzia przypomina reguły obowiązujące w trakcie trwania mistrzostw i następuje start. Cel – znalezienie i wydobycie jak największej liczby aluminiowych żetonów zakopanych na przygotowanym wcześniej placu. Eksploratorzy ruszają do boju, z różnym sprzętem oraz wyposażeniem pomocniczym. Jedni ze szpadlami, drudzy z saperkami a jeszcze inni z nożami bądź gołymi rękami. Żetony zamieszczone są płytko więc nie powinno być problemów z wyciągnięciem ich palcami. Pełen szacunek dla jednego z zawodników który zamiast wykrywacza wystartował z pin-pointerem i praktycznie całe zawody spędził na kolanach, niczym mrówka-saper przeczesując pieczołowicie metr po metrze. Wbrew pozorom miał kilka trafień. Pełen podziw!

Czas stop! Sędzia ogłasza koniec eliminacji. Do finału zakwalifikowało się 4 zawodników. Krótkie przypomnienie reguł i znowu do boju. Tym razem na odnalezienie czekają żetony stalowe. Walka była zacięta lecz szybko wyłoniła zwycięzcę. I  miejsce Tomasz Sikorski, II miejsce Piotr Kuliński, III miejsce (po dogrywce) Krzysztof Kanaś. Puchar i główna nagroda powędrowały do Tomka Sikorskiego. Mistrzyniami polski zostały: Dagmara Wicher i Michalina Franasik -uczennica SP nr 48 w Łodzi. Za najciekawszy fant znaleziony podczas mistrzostw uhonorowano Dagmarę Wicher.

To jeszcze nie koniec zawodów. Wracamy do ośrodka i po przerwie na posiłek rozpoczynamy kolejne zawody: w przeciąganiu liny, w rzucie szrapnelem oraz strzeleckie.

Zawody w przeciąganiu liny zakończyły się niespodziewaną wygraną pań. W rzucie szrapnelem wydzielono dwie kategorie kalibrowe: 120 mm – dla panów i 76 mm – dla pań. Zabawa przednia a kilka pań zaszokowało widzów „donośnością”. Miotały szrapnele na całkiem spore odległości. Mają krzepę! Temat zawodów zamknęła konkurencja strzelecka –strzelanie z wiatrówki do tarczy. Efekty pokazały że są wśród nas prawdziwi snajperzy, zarówno wśród pań jak i panów.

Tak minął kolejny, pełen emocji dzień zlotu. Potem przyszedł czas na kolejne ognisko integracyjne…

PONIEDZIAŁEK

Znowu napięty program dnia, zwłaszcza, że w ostatniej chwili dodaliśmy do niego jeszcze jedno miejsce. Tym razem wyjeżdżamy ok. 10.30 by po godzinie jazdy dotrzeć na Stację Radegast, pomnik-muzeum ku czci ofiar Litzmannstadt Getto. Głównym elementem jest tu oryginalny drewniany budynek stacji Radegast, która początkowo służyła jako stacja towarowa dla getta, a później także jako miejsce, w które docierały transporty Żydów z Kraju Warty i Europy Zachodniej oraz punkt początkowy ostatniej podróży do obozów śmierci dla ok. 150 tyś. ludzi. Przy rampie kolejowej stoi lokomotywa z czasów II wojny światowej i kilka wagonów towarowych, takich samych jak te, którymi Niemcy transportowali Żydów. Jednej z opowieści przewodnika wysłuchujemy właśnie w takim wagonie, co nadaje jej szczególnej wymowy. Wizytę kończymy przejściem przez potężny, 140 metrowy Tunel Deportowanych tunel gdzie na ścianach eksponowane są kopie oryginalnych list transportowych z tysiącami nazwisk, archiwalne fotografie, fragmenty przedmiotów codziennego użytku. Tunel kończy się Kolumną Pamięci, przez którą wychodzimy na parking, gdzie stoi nasz autobus. Na fasadzie budynku wymowny napis po polsku, hebrajsku i angielsku: „Nie zabijaj!” Ruszamy w dalszą drogę by zwiedzić kolejny obiekt związany z okupacją Łodzi, który podobnie jak Stacja Radegast jest częścią Muzeum Tradycji Niepodległościowych.

Po kilkunastu minutach stoimy przed dawnym Rozszerzonym Więzieniem Policyjnym utworzonym przez Niemców w 1940 r. w fabryce włókienniczej Samuela Abbego. Tu wita nas Pan Wojciech Źródlak, pracownik muzeum, który specjalnie dla nas przyjechał tego dni z domu by uczestników wycieczki oprowadzić po muzeum. Nasz przewodnik okazuje się być kopalnią wiedzy nie tylko samym więzieniu, ale także o historii miasta, zwłaszcza w okresie wojny i okupacji, a do tego świetnym gawędziarzem. Mówi z pasją i błyskiem w oku wzbudzając ogromne zainteresowanie wśród zlotowiczów. Opowieściom nie ma końca ku uciesze słuchających i utrapieniu części organizatorów, którzy wyruszyli wcześniej w kolejne miejsce, żeby je przygotować na przyjazd uczestników zlotu. Urywają się telefony z pytaniem kiedy w końcu wyjedziemy z muzeum J. Kończymy wizytę w muzeum i mocno spóźnieni ok. godz. 14 wyjeżdżamy w kierunku dawnego poligonu wojskowego na Brusie. Zabieramy ze sobą kustosza by go podrzucić w kierunku domu. W autokarze okazuje się, że jest on również przewodnikiem miejskim i raczy nas opowieściami o mijanych po drodze miejscach. Zaczyna od najdłuższej w Europie linii tramwajowej z Pabianic do Zgierza, wzdłuż, której właśnie jedziemy.

Jeszcze tylko szybki (tak było w zamierzeniach, a wyszło jak zawsze) desant na sklep spożywczy gdzieś na trasie i po kilkunastu minutach jesteśmy na Brusie. Tutaj, a ściślej mówiąc na stanowisku archeologicznym Poligon Łódź-Brus (st. 374, nr AZP 66-51/56) odbywa się szkolenie z zakresu rozpoznawania i ochrony zabytków oraz stanowisk archeologicznych, a także ochrony przyrody podczas prac wykopaliskowych. Całością dowodzi dr Piotr A. Nowakowski z Katedry Bronioznawstwa Instytutu Archeologii Uniwersytetu Łódzkiego. Jedni ruszają w bój z wykrywaczami, inni piknikują, jeszcze inni oddają się dyskusjom. Kopią dorośli, dzieci i czworonogi. Wszystkie znalezione skarby lądują u stóp archeologa w celu weryfikacji. Są wśród nich m. in. łuski, pałka milicyjna, okulary od maski p. gazowej, stary szpadel, sporo żelastwa spod znaku „coś od czegoś” – ot jak to na poligonie. Całość kończy uroczyste rozdanie certyfikatów i wspólna fotografia. W tym miejscu musimy podziękować dziewczynom, które ratując bazgrzących organizatorów cierpliwie kaligrafowały imiona i nazwiska uczestników szkolenia na przygotowanych przez nas drukach. A ci, którym było mało poszukiwań mogli jeszcze tu wrócić po zlocie by pod okiem archeologa kontynuować prace. I ok. 17.30 wyruszamy z powrotem do ośrodka w Wiśniowej Górze.

Po godzinie 19:00 rozpoczynamy ostatni konkurs z wiedzy ogólnohistorycznej a po jego zakończeniu uroczyste wręczenie nagród oraz dyplomów za uzyskane miejsca w poszczególnych zawodach.

WTOREK

Dziś dzień zakończenia zlotu. Szkoda, że tak szybko minęły te pełne emocji dni. Na koniec jeszcze jedna atrakcja – wyjazd do pobliskiego Gałkowa. Na mnie, jako przewodnika tej krótkiej, zaledwie trzygodzinnej wycieczki, spadło nie lada zadanie. Jak pogodzić ze sobą rozmaite gusta poszukiwaczy, by wszyscy mogli znaleźć „coś” dla siebie? Przyjeżdżam na teren ośrodka około 10 rano. Pogoda nie rozpieszcza, jest bardzo wietrznie i zimno, a ciężkie chmury zwiastują silne opady deszczu. Większość zlotowiczów pospiesznie je śniadanie, bądź pakuje samochody przed wyjazdem do odległych domów. Około trzydziestu osób decyduje się jednak, mimo zmęczenia, zimna i nadmiaru atrakcji w czasie zlotu, wybrać się na wycieczkę do mojej rodzinnej miejscowości. Jestem przeszczęśliwy, ale i pełen obaw, czy zdołam zainteresować prawdziwych miłośników historii dziejami Gałkowa. Ta niewielka osada uznawana jest przez łódzkich poszukiwaczy za swoistą Mekkę. Sama miejscowość ( a właściwie dwie, bo pod nazwą Gałków czy też Gałkówek kryją się miejscowości o dźwięcznych nazwach Gałków Duży i Mały) pochodzi z XIV wieku, ale początki osadnictwa możemy przesunąć przynajmniej do roku 1232. Wtedy to książę Konrad Mazowiecki (tak, ten sam co sprowadził Krzyżaków) przekazał wioskę, założoną w ogromnej puszczy, pełnej bagien, rzeczek i jeziorek, biskupowi kujawskiemu Michałowi. Aż do XVII wieku rozwijało się bardzo prężnie miejscowe osadnictwo, handel drzewem wzbogacał włościan i zachęcał innych do zakładania nowych wsi pod kuratelą biskupią. Później nadeszły jednak czasy wojen i pomorów, które znacznie zredukowały liczbę mieszkańców Gałkowa. Po rozbiorach majątek biskupów kujawskich przeszedł początkowo do rąk pruskich, później jako łup wojenny na własność rządu francuskiego, by ostatecznie jako tzw. Dobra Narodowe zostać przejętym przez Rosjan. Czasy najnowsze zostawiły po sobie liczne (często niebezpieczne) pamiątki wojenne, zarówno z okresu Powstania Styczniowego, jak i obu wojen światowych.

Naszą przygodę z Gałkowem rozpoczęliśmy od zwiedzenia niewielkiej neogotyckiej świątyni. Ów wiejski kościółek posiada liczne barokowe zabytki, które zwróciły na siebie uwagę zlotowiczów , a moje opowieści o ołtarzu ratującym życie powstańca oraz o zakopanych dzwonach doprowadziły do gorącej dyskusji związanej z tymi niesamowitymi historiami. Niektórzy zastanawiali się, gdzie oni ukryliby dzwony, inni – nad różnymi metodami poszukiwań skarbów. Niestety musieliśmy przerwać inspirującą rozmowę, bo do kościoła zaczęli przybywać wierni, zaś kilkaset metrów dalej w Muzeum im. Leokadii Marciniak czekała już na nas pani Małgorzata Pakuła – jedna z założycieli tej niezwykłej instytucji. Jest to jedyne muzeum w powiecie łódzkim – wschodnim stworzone przez mieszkańców i przez nich też społecznie prowadzone. Przez niespełna 10 lat na niewielkiej powierzchni udało się zgromadzić liczne dokumenty życia społecznego, narzędzia i maszyny rolnicze, przedmioty codziennego użytku, zdjęcia mieszkańców i budynków wiejskich. Od roku 2007 muzeum posiada własne zbiory militariów z okresu „Operacji Łódzkiej” i II Wojny Światowej. Szczególnie te zwróciły na siebie uwagę zlotowiczów, bo przecież większość z nich specjalizuje się w eksploracji dawnych pobojowisk. Po wizycie w muzeum poprowadziłem grupę do pomnika Powstańców Styczniowych, który obrósł własną legendą. Spryt mieszkańca Gałkowa, który z narażeniem życia uratował głaz od zniszczenia przez hitlerowców, wzbudził liczne, pełne podziwu dla pomysłowości rodaka komentarze wycieczkowiczów. Wracając z grupą jedną z głównych ulic Gałkowa obok zadbanych budynków miejscowej OSP, przedszkola, biblioteki i nowoczesnej szkoły usłyszałem pytanie, które bardzo mnie podbudowało, a zarazem zadziwiło. Jeden ze zlotowiczów spytał mnie, czy w naszej miejscowości wszystko jest takie ładne? Zazwyczaj na miejsce swojego zamieszkania patrzymy przez pryzmat niedociągnięć i braków, może warto jednak czasem spojrzeć okiem przybysza?

Zaczęło kropić i przenikliwy wiatr wzmógł się, wszyscy zatem ruszyliśmy w dalszą drogę samochodami. Naszym celem był las gałkowski, zryte okopami i lejami po pociskach miejsce największego zwycięstwa niemieckiego generała Litzmanna, późniejszego „patrona” Łodzi pod faszystowską okupacją. Zanim jednak przybyliśmy na to rozległe pole bitwy, nasze samochody stanęły przed rewelacyjnie odnowionym starym dworcem kolejowym. Oszczędziły go pociski niemieckich haubic w 1914 roku, przetrwał bombardowania w czasie walk wrześniowych, ocalał również w czasie ostatniej modernizacji linii kolejowej Łódź ?-Warszawa, choć wielu z jego młodszych braci już nie ma. Po chwili zadumy nad losem zabytków dotarliśmy w końcu do lasu. Blisko kilometrowy spacer, a na finiszu przebieżka, to szybkie odwiedzenie najlepiej zachowanych okopów z czasu „Operacji Łódzkiej„, jak również niezwykle malowniczego cmentarza, na którym spoczywają prochy pięciuset carskich żołnierzy. Wśród grobów zlotowicze zaczęli dzielić się swoimi uwagami związanymi z ochroną miejsc pamięci narodowej, jak i opowiadać o losach zapomnianych cmentarzy wojennych i ewangelickich oraz o próbach ich ratowania przez „pozytywnie zakręconych”. Niestety, wzmagające się opady deszczu nie pozwoliły nam obejrzeć z zewnątrz starych magazynów wojskowych, których część „wyleciało w powietrze” w 1944 roku. Ostatnim punktem wycieczki był głaz poświęcony poległym w lesie Gałkowskim ufundowany przez Nadleśnictwo Brzeziny i Stowarzyszenie Eksploracyjno – Historyczne „Grupa Łódź”- organizacje, które swoją działalnością starają się pokazywać i przybliżać mieszkańcom ziemi łódzkiej historię, której świadectwa zalegają na polach i w lasach.

Bartek Bijak, Dominik Bartłomiejczyk, Dominik Trojak

 

Lista zwycięstw XXVIII Międzynarodowy Zlot Miłośników Eksploracji Łódź 2011

Mistrzostwa Polski w Eksploracji:

I.             Sikorski Tomasz

II.            Kuliński Piotr

III.          Kanaś Krzysztof

 

Mistrzostwa Polski w Eksploracji Kobiet:

  1. ex equo Franasik Michalina

          Wicher Dagmara

 

Najciekawszy fant znaleziony podczas mistrzostw:

Nagroda sponsorowana prze Jacka Ziętka – Wicher Dagmara

 

Rzut szrapnelem kat. kobiet:

Bojda Małgorzata

 

Rzut szrapnelem kat. mężczyzn:

Jędraszak Paweł

 

Konkurs strzelecki (snajperzy są wśród nas):

I.             Rzychowski Jan

II.            Maszkowski Henryk

III.          Jędraszak Paweł

 

Konkurs wiedzy ogólnohistorycznej:

Krawczyński Adam

 

Stowarzyszenie Eksploracyjno-Historyczne „Grupa Łódź” serdecznie dziękuje wszystkim Uczestnikom XVIII Międzynarodowego Zlotu Miłośników Eksploracji i Historii „Łódź 2011”. Mamy nadzieję, że tak jak my, Wy również uznacie ten zlot za udany, tym bardziej, że debiutowaliśmy jako organizatorzy tak dużej i poważnej imprezy.

Organizatorzy bardzo dziękują:

– za patronat honorowy – Marszałkowi Województwa Łódzkiego i Łódzkiemu Wojewódzkiemu Konserwatorowi Zabytków w Łodzi

– za patronat medialny – redakcji „Odkrywcy” i „Inne Oblicza Historii”

– za wsparcie finansowe – firmie Master Pharm ,Jackowi Kopczyńskiemu (Moto Weteran Bazar) oraz Max-owi z Krakowa

– za nagrody w konkursach- firmom Rutus i Armand ,Księgarni Odkrywcy ,Miesięcznikowi Odkrywca,Wydawnictwu Rebis oraz Jackowi Ziętkowi

– za kiełbasę – tajemniczemu Piotrkowi

– za pieczywo – Piekarni Rudzkiej z Łodzi

– za dobre rady – Ryszardowi Bonisławskiemu ,Magdalenie Nowak , Annie Nowogórskiej oraz organizatorom poprzednich zlotów

– za oprowadzanie po plenerowej wystawie samolotów – Mieczysławowi Nowakowi

– za zaplanowanie i prowadzenie wycieczki po Gałkowie Dużym i okolicach – Dominikowi Trojakowi

– za organizację poszukiwań na Brusie – dr. Piotrowi Nowakowskiemu z Katedry Bronioznawstwa Uniwersytetu Łódzkiego

– za druk kartek żywnościowych – Radosławowi Hermanowi (Arch-Tech)

– za żetony do zawodów – Muzeum Regionalnemu w Piotrkowie Tryb.

– za udostępnienie do zwiedzania terenów niedostępnych – dyrekcji MOSiR w Łodzi oraz Jadwidze Lewandowskiej

– za wypożyczenie na zlot megafonu -Weterynie

Specjalne podziękowania za poprowadzenie prelekcji i pokazy slajdów dla JMS-a oraz panów Rostkowskiego, Nowakowskiego i Ziętka

kbus