Hejże na Mazury! Wyprawa na zamek von Jungingena w Ełku

5 O planowanych badaniach archeologicznych na terenie pozostałości po zamku krzyżackim Ulryka von Jungingena w Ełku dowiedziałem się na początki kwietnia br. od jednego z naszych zaprzyjaźnionych archeologów – Radka Hermana.  Od razu pomyślałem że można by zorganizować fajną wyprawę dla kolegów ze stowarzyszenia i tak od słowa do słowa uzgodniliśmy z Radkiem żeby informacje zamieścić na forum. Wyprawa zeszła jednak póki co na plan dalszy, wszak przed nami były dwa duże wydarzenia, którym musieliśmy sprostać tj.  XXVIII Międzynarodowy Zlot Miłośników  Eksploracji i Historii ( 29 kwietnia -3 maja br.), którego byliśmy organizatorami oraz udział w Nocy Muzeów (14/15 maja br.) na zamku w Piotrkowie Trybunalskim. Oba okazały się dużym sukcesem, więc już spokojnie można było się zabrać do organizacji wyjazdu „na Jungingena”. Dziesiątki telefonów, wpisów na forum,  godzinach na czacie GG oraz Skype  i wyprawa zaczęła nabierać realnych kształtów. Wstępnie  miały pojechać  cztery samochody jednak skład zmieniał się z dnia na dzień, ostatecznie w przeddzień wyjazdu wiadomo było dokładnie, że pojadą 3 załogi  w skład, których weszło 9 osób. Wyjazd zaplanowaliśmy na godz. 16:00 w piątek 27 maja.

27 maja – podróż i zakwaterowanie

Jest godzina 15:40,  właśnie przyjeżdża Artur. Ja kończę już swoje przygotowania do podróży i szykuje kawę na drogę.  Artur przepakowuje swoje rzeczy do mojej Californii. Wszystko idzie sprawnie jak w zegarku i za pięć czwarta wystawiam auto na ulicę by zaczekać na pozostałych. Punkt 16:00 zjawia się Kazik z Ireną i Krzychem. Chwilę po tym dzwoni telefon. Remik informujemnie , że jadą wraz z Sarmatą, ale w Ksawerowie jest spory korek i trochę się spóźnią. Ustalamy więc, że pojadą do Zgierza inną drogą. My tymczasem ruszamy w kierunku Zgierza by przez najbliższe 40 długich minut walczyć z ulicznymi korkami. Alternatywne trasy nic nie daja, musimy swoje odstać. W końcu widzimy tablicę z przekreślonym napisem „Łódź”. Ze Zgierza zabieramy Kadego, który już nie może się na nas doczekać. W między czasie Remik przedziera się na około do punktu spotkania, gdzie dociera o 16:55. Ustalamy ostatecznie kto z kim jedzie i robimy małe przepakowanie. W tym czasie dzwoni Radek informując, że musiał pilnie pojechać do Uniejowa i nie będzie go podczas naszej wizyty na wykopaliskach. Sugeruje też abyśmy wybrali dłuższą drogę przez Piątek i Płock, bo w weekendy trasa przez Łowicz jest mocno zatłoczona.
O godz. 17 z minutami  ruszamy w kierunku Ełku. Po wydostaniu się ze Zgierza trasa robi się faktycznie mniej zatłoczona. Droga mija nam na słuchaniu muzyki , opowieściach o eksploracji i wymianie krótkich komunikatów przez CB radio. Za Płockiem zatrzymujemy się na pierwszy postój –  palacze muszą się dotlenić, głodni coś zjeść. Po ok. 6 godz., gdzieś ok. 23:00 , Hołowczyc z GPSa radośnie oznajmia, że zostało 25 minut. Zatrzymujemy się na ostatni tego dnia postój. Tym razem trzeba zrobić jeszcze jakieś zakupy i zjeść coś ciepłego.
„Kade dzwoń , niech ktoś z archeologów wyjdzie nam na spotkanie” – mówię.1

Kade w rozmowie telefonicznej z Wiolą, która w zastępstwie Radka rządzi na wykopaliskach, ustala że dom, gdzie będziemy kwaterować poznamy po stojącym przed nim, na awaryjnych światłach samochodzie. Widocznie dziewczyna zainspirowała się latarnia morską 🙂

Około w 23.30 wjeżdżamy do Nowej Wsi Ełckiej, tym razem ja dzwonię, że jesteśmy już prawie na miejscu. 2
Jedźcie do skrzyżowania.  Jak będzie drogowskaz na Białystok to przy autokomisie w prawo , ja już włączam światła -mówi Wiola.

Jeszcze trochę zamieszania z dojazdem, kolejny telefon i w końcu trafiamy. Jak się okazuje Wiola tłumaczyła nam drogę od strony Ełku , a my przyjechaliśmy z przeciwnej. Chwila śmiechu po tych wyjaśnieniach i wchodzimy do domu. Warunki jak dla nas wyśmienite, mamy do dyspozycji cały salon więc większość decyduje się na nocleg pod dachem. Po krótkich przywitaniach chłopaki znoszą do środka swoje rzeczy, rozkładają karimaty i śpiwory
Jutro o godzinie 8:00 mamy być już na stanowisku więc po małym co nieco  wszyscy udajemy się grzecznie spać; no prawie wszyscy…

28 maja – zwiedzanie, wykopaliska, eksploracja i znowu zwiedzanie.

Wstajemy ok. 7:00. Mimo nocnego deszczu zapowiada się pogodny dzień. Wszyscy  pospiesznie się szykują, poranna toaleta i śniadanie. Wiola pogania towarzystwo żeby zacząć punktualnie i wcześniej skończyć – w końcu to sobota. Wreszcie wyruszamy, dojazd zajmuje nam około 10 minut i zatrzymujemy się przed bramą zamku. Jeden z archeologów otwiera bramę i kawalkada wjeżdża za ogrodzenie – byłego więzienia pruskiego! Tak więzienia – bo po burzliwych dziejach zamku, pożarach i przebudowach  od 1833 do 1970 r. działał tu zakład karny. Po nocnym deszczu wszędzie jest jeszcze mokro więc kto ma to zakłada kalosze, wyjmujemy łopaty  i zbieramy się przed budynkiem głównym. W międzyczasie dołącza do nas dwóch miejscowych pasjonatów z forum  „Serce Mazur”, którzy także pomagają w wykopaliskach.
Chcecie najpierw pozwiedzać, czy od razu bierzemy się do pracy? – pytała „szefowa”.
Wszyscy jednogłośnie decydujemy się najpierw pozwiedzać. Wiola przyjmuje więc rolę przewodnika i rozpoczynamy zwiedzanie. Jak prawdziwi eksploratorzy musimy zajrzeć w każdą dziurę od strychu aż po piwnice. Przy okazji dowiadujemy się co nieco o historii tego miejsca.
Zamek krzyżacki w Ełku – jak podaje „Encyklopedyja Powszechna” Samuela Orgelbranda (1861) – powstał w 1273 roku za panowania Wielkiego Mistrza von Sangershausena. Umieszczony na wyspie Jeziora Ełckiego, na zgliszczach dawnej osady Jaćwingów, był początkowo drewniany. Załoga składała się z kilku zbrojnych i służebnych po dowództwem wójta. Zamek służyć miał do prowadzenia działań wojennych i wywiadowczych na terenie Litwy. Budowla ta została zburzona przez wojska polskie pod wodzą Władysława Jagiełły . Zamek został ponownie odbudowany przez komtura z Bałgi, Ulricha von Jungingena w latach 1398 – 1406 już jako ceglany zamek. Zbudowany był na wyspie Jeziora Ełckiego połączonej z lądem drewnianym mostem zwodzonym. Miał on położenie strategiczne oraz dawał dobre zabezpieczenie okolicznej ludności. Zniszczony ponownie  w 1410 roku, został odbudowany pod koniec stulecia. Po sekularyzacji zakonu w 1525 roku, ełcki zamek był siedzibą starosty, potem stał się także siedzibą sądów grodzkich. Po dużym pożarze w 1833 roku pozostały tylko mury zamkowe, w ogrodach wybudowano budynki więzienne. Okolono go murem, a w narożnikach ustawiono wieżyczki strażnicze. Zakład więzienny działał do II poł. XX w. Zamek w swoich murach gościł też tak dostojnych gości jak car rosyjski Aleksander I i marszałek napoleoński Ney. Z zamkiem związana jest również legenda, jakoby łączył się z miastem za pomocą podziemnego tunelu, wiodącego pod dnem jeziora do pobliskiego kościoła. Mówi się, że za pomocą tego przejścia ludność miasta znalazła schronienie w murach zamku, gdy podczas potopu szwedzkiego  okoliczne tereny najechali Tatarzy w służbie króla polskiego.

4 5

Plan sytuacyjny zamku z lat 1826-1828 według T.Ch.Giese’go i mapa z 1541r.

 

Teren zamku jest wpisany do rejestru zabytków.  Prace wykopaliskowe są tu prowadzone w związku z przyszłym przekształceniem Zamku w centrum hotelowe. Prywatny właściciel, który zakupił na licytacji w 2010 roku zamek od miasta za cenę 1,75 mln zł, zgodnie z warunkami umowy ma zmodernizować  zamek w ciągu pięciu lat od daty zakupu.
Dość jednak zwiedzania, czas się wziąć do roboty! Wiola i archeolodzy rozmieszczają nas na trzech z pięciu otwartych wykopów. Wszędzie na ścianach stanowisk  widać w przekroju  kolejne „warstwy historii” naniesione przez setki lat.  Praca idzie powoli, niejednokrotnie trzeba pomagać sobie kilofem w celu spulchnienia ubitej ziemi przemieszanej z gruzem. Jednak pogoda i humory dopisują  i nikt nie narzeka . Około godziny 10-10:30 część z nas robi sobie przerwę na drugie śniadanie. Po przerwie wracamy do pracy.  W między czasie przyjeżdża obecny właściciel zamku sprawdzić postęp prac. W rozmowie widać, że to też pasjonat historii, który żywo interesuje się tym co się tutaj działo w przeszłości. Prowadzimy prace z łopatą i kilofem do godziny 13, potem  część z nas wyciąga sprzęt elektroniczny w celu weryfikacji  „na występowanie metalu” w  wykopanych hałdach  i terenie dookoła zamku. Z okolicznego jeziora obserwują nas ciekawe oczy ludzi pływających kajakami i rowerami wodnymi; widać też zaciekawienie przechodniów idących  wzdłuż murów. Nagle patrzę na jezioro i oczom nie wierzę – po jeziorze płynie VW Garbus cabrio!6
 

– Tomek , zobacz pan Samochodzik płynie! – krzyczę do syna. Młody jednak nie dał się nabrać, jak się okazało był to tylko rower wodny ze stylizowanym na Garbusa „nadwoziem”. Ale wracajmy do poszukiwań.  Efekt detekcji nie jest  dla nas zadawalający, teren jest tak zaśmiecony że wykrywacze, nawet z włączoną dyskryminacja, dosłownie wariują. Trochę lepiej jest na hałdach z wykopów,  ale żadnych „skarbów” nie widać – chyba, że liczyć jakąś pojedynczą monetę z PRL-u i niezliczone ilości „polmosów”. Z samych wykopów wychodzą kawałki ceramiki, kafli i kości. Wszystkie te rzeczy archeolodzy skrupulatnie opisują i pakują do foliowych woreczków. Po południu na zakończenie sobotnich wykopalisk robimy sobie wspólne zdjęcia całej ekipy .7
Zostało nam całe popołudnie i zastanawiamy się co robić dalej. Archeolodzy po tygodniu pracy w tym miejscu chcą już odpocząć i cieszyć się słonecznym weekendem, ale my nadal jesteśmy głodni wrażeń.  Krótki wywiad wśród miejscowych i okazuje się, że działo się tu dużo podczas ostatnich dwóch wojen, więc postanawiamy wyruszyć w teren na zwiedzanie. Z archeologami umawiamy się na wieczornego grilla w bazie i startujemy na podbój okolic Ełku. Przemieszczając się polnymi drogami podziwiamy wspaniałe widoki, większość nie może się powstrzymać aby nie zrobić kilku fotek w trakcie jazdy. Na dobry początek pierwszowojenny cmentarz w Talusach. Zatrzymujemy się przed głazem informującym o ilości pochowanych tu żołnierzy : 79 Niemców i 278 Rosjan. Cmentarz ma też swoja lokalna legendę:
Był tam kiedyś kościół, który się zapadł ponieważ jedna z kobiet rzuciła klątwę na to miejsce gdzie podczas wojny zginął jej narzeczony. Podczas II wojny światowej jak trwały działania wojenne ludzie widzieli kobietę w białej sukni, która się nie raz tam ukazywała. Jeszcze dziś wiele osób opowiada, że w okresie świąt wielkanocnych słychać bicie dzwonów i kilka osób widziało procesję, która krążyła wokół góry. Podczas II wojny światowej Sam Hitler czy ktoś wysoki z jego otoczenia nakazał w miejscu gdzie znajdował się kościół wybetonować sarkofag .”
Po niedawno wykarczowanych z roślinności schodach wspinamy się na szczyt wzgórza gdzie rozlokowane są  mogiły poległych. Cmentarzyk  jest ogrodzony i tradycyjnie mogiły Niemców są dokładnie opisane, natomiast Rosjanie leżą bezimiennie – wiadomo ta armia nie przykładała wagi do znaków tożsamości  dla swoich żołnierzy. Mimo że groby porasta bujna zielona roślinność po świeżych zniczach widać że to miejsce nie zostało zapomniane. Schodząc z góry słyszymy nagle dziki ryk Kadego :

 – Chłopaki zobaczcie tu są okopy!!! 

Faktycznie widać świetnie zachowane zarysy polowych umocnień –  stanowisko wymarzone na punkt ostrzału pobliskiego skrzyżowania dróg. Pytanie tylko, która armia tu miała swoje pozycje.  Niemcy czy Rosjanie? Postanawiamy rozejrzeć się po wzgórzu.
– Zobaczcie to zagłębienie – mówi któryś z chłopaków –  tu musiał mieś swoje stanowisko któryś ze strzelców.
Delikatnie rozgarniamy nogę ściółkę i tuż pod nią widać łuski od Mosina oraz  kilka świetnie zachowanych łódek!!!!  Więc jednak Rosjanie. Koledzy aż cmokają na stan zachowania – wiadomo łódki od Mosina były stalowe  i rzadko można je znaleźć w tak dobrym stanie, tym bardziej dosłownie na wierzchu. Ech ,szkoda że nie mamy jakiejś większej kartki, można8 by rozrysować  rozlokowanie tych okopów. To miejsce jednak jest dzielnie bronione przez stada krwiożerczych komarów przed, którymi MY próbujemy się bezskutecznie obronić. Najbardziej sobie upodobały Irenę  którą zgryzą niemiłosiernie. Oddając pole przeklętym bestiom ewakuujemy  się na dalsze zwiedzanie.
Jadąc od Talusów  skręcamy w prawo na asfaltową drogę i zmierzamy w przeciwna stronę do Ełku. Okolica jest bardzo malownicza, niektóre nazwy miejscowości przyprawiają nas o salwy śmiechu . Kade długo się nie może się powstrzymać od śmiechu  gdy minęliśmy  miejscowość  Pistki. Jedziemy jednak dalej bo tędy prowadzi nas oznaczony szlak turystyczny. Po kilku kilometrach trafiamy na leśny parking. Miejsce  z widokiem na jezioro  zapewnia nam niezłe doznania estetyczne w przeciwieństwie do samego parkingu gdzie brak nawet kosza na śmieci. Postanawiamy urządzić sobie dłuższy postój na posiłek, 9grzejemy więc zupki , parzymy kawę i  relaksujemy się nad brzegiem jeziora. Dochodzi  godzina 16 , pora więc ruszać dalej. Kierujemy się więc po woli w kierunku Talusów. Dojeżdżamy do Góry Bunelka, na której także zastajemy cmentarz wojenny. Jednak ten jest już zupełnie inny niż poprzedni. Podobnie jest z ułożonymi,  prowadzącymi do góry schodami u podnóża których znajduje się mogiła z 1947 roku. Na szczycie znajduje się jeden duży krzyż i dwa groby w których spoczywają szczątki 23 Niemców i 64 Rosjan. Dziwimy się że jeszcze złomiarze nie wyszabrowali  ogrodzenia. Widoki ze szczytu na okolice są przepiękne. Od napotkanych tubylców dowiadujemy się, że w jadąc w kierunku Ełku jest jeszcze jedna wielka nekropolia wojenna. Postanawiamy ponownie wrócić na drogę asfaltowa i udać się w tamtym kierunku. Schodząc z góry znowu zauważamy kolejne okopy. Dojeżdżamy tym razem do Bartoszy gdzie znajduje się cmentarz zwany przez miejscowych „Trzy krzyże„.  Z daleka widać że to nekropolia zadbana z przestrzennym parkingiem, otoczona murem i dojazdem z kostki. Widać ogromną kasę wyłożona na to miejsce. Wchodząc na teren spostrzegamy, że coś to miejsce zupełnie nie przypomina znanych nam nekropolii z  wielkiej 11wojny. Wygląda jak cmentarz z filmów amerykańskich gdzie kosiarki jeżdżą po mogiłach kosząc trawę. Okazuje się że jest to miejsce gdzie od 2001 roku są przenoszone szczątki żołnierzy niemieckich z terenów województwa Warmińsko-Mazurskiego i Podlaskiego. Obecne założenie powstało obok cmentarza pierwszowojennego zwanego Golgotą Prus Wschodnich. Na dziś jednak, mamy już  na dziś dość tych miejsc  ostatniego spoczynku.

– Sarmata, chodź sprawdzimy pobliska górkę przy drodze – mówię  – mogę się założyć że tam też zastaniemy okopy . I faktycznie ledwie zagłębiliśmy się w porastające górkę drzewa ukazują nam się ślady transzei i okopów. Nie zdążyliśmy się dobrze rozejrzeć a Remik już dzwoni że jedziemy dalej, trzeba było więc wracać do samochodów.

Na koniec dnia nocne polaków rozmowy i integracja archeologami, która przeciągnęła się do 4 rano .

29 maja- powrót do domu

Dziś niedziela, więc nici z wykopalisk na zamku. Trudno – musimy wracać do domu, chociaż wciąż nam mało! Około południa wyruszamy w kierunku Łodzi ustalając, że po drodze jeszcze co nieco pozwiedzamy.
Żeby się nie rozpisywać za mocno i nie nudzić czytelników powiem, że tylko że stawaliśmy kilkakrotnie żeby zwiedzić kilka fajnych miejsc takich jak np. trzy linie dość dobrze zachowanych okopów i transzei , polski bunkier i czołg pomnik (T-34) koło Nakła czy pomnik żołnierzy poległych w wojnie obronnej 1939 roku Nowym Dębsku.
Ostatecznie docieramy w późnych godzinach nocnych do Zgierza gdzie zostawiamy Kadego. Rozstajemy się też z Ireną, Kazikiem i Krzychem, którzy mają do domu jeszcze ponad 80 km.

12 13 14 15

Podsumowując:
Wyprawę  uznaliśmy za udaną; pozostał tylko żal,  że trzeba było tak szybko wracać do codziennych obowiązków i że tak mało było pracy bezpośrednio na zamku. Mam nadzieję że już niedługo znowu będzie okazja do podobnej przygody…

kbus